Kiedy wygra...
Krzyk, pisk, brawa, smutek, łzy...
To właśnie przeżywają kibice piłki nożnej. Adrenalina sięga zenitu gdy przeciwnicy znajdują się pod bramką klubu, któremu kibicujemy. Gdy przegrywają, to przegrywamy razem z nimi, nie odwracamy się, lecz dalej wspieramy, bo wierzymy, że zawsze jest szansa na odrodzenie. Kiedy jednak wygrywają cieszymy się niczym małe dzieci, czasami nawet ze łzami w oczach. To jest właśnie piękno piłki nożnej.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę tu o piłce nożnej. Dlaczego dziewczyna wplata taki element na tego właśnie bloga. Muszę Wam wyznać, że od wielu lat jestem wielkim entuzjastą tego sportu. Kiedyś nawet grałam w drużynie piłkarskiej, a obecnie jestem zagorzałym kibicem. Lecz jedno zjawisko wywołuje u mnie atak białej gorączki. Są nim sezonowcy. Ludzie, których tak naprawdę nie obchodzi piłka nożna, lecz tzw. lans. Gdy jedna drużyna jest faworytem, "kibicują" jej, ale gdy poniesie porażkę od razu przerzucają się na inną. Myślę, że dobrze wiecie o jakie co tak właściwie mi chodzi. Osobiście nigdy nie zrozumiem tego zjawiska. Czasami po prostu brak mi słów.
Jednak najbardziej denerwuje mnie gdy ktoś zarzuca mi bycie taką oto osobą. Mam ochotę rzucić się na tego człowieka z pazurami i udusić. Na początku raniło mnie to stwierdzenie, ale obecnie po prostu przyprawia mnie o atak wściekłości.
A oto jakiemu klubowi kibicuję. I NIE nie jestem sezonowcem tylko dlatego, że Bayern pięknie ograł Barcelone. Osobiście jestem fanką tego klubu od prawie 2 lat, a zaczęło się gdy Bayern był w naprawdę nieciekawej sytuacji. Jednak każdy może powstać jak feniks z popiołów.
A Wy interesujecie się piłką nożną? Jaki jest Wasz ulubiony klub?
Pozdrawiam
Vivenn