Nie nawiedzaj mnie
Zrywam się gwałtownie z łóżka. Kropelki potu niczym małe igiełki wbijają się w moje plecy. Patrzę na lekko trzęsące się dłonie. Są lepkie i mokre, a na ich wierzchu pojawiła się czerwona wysypka, równoznaczna z wielkimi nerwami. W ataku paniki zrywam się na równe nogi i zapalam światło. Mam nadzieję, że głupia żarówka zapewni mi schronienie przed potworami czającymi się w mojej głowie.
Potwory śledzą mnie na co dzień. Wychodzą spod łóżek, ubierają garnitury i spacerują ulicami. Każde z nich powoduje u mnie gęsią skórkę. Kiedy byłam mała bałam się tych, które kryły się pod moim łóżkiem. Szczelnie przykrywałam się kołdrą w nadziei, że to je odstraszy. Dla pewności mocno wtulałam się w poduszkę i szybciutko gasiłam światło, bo wiedziałam, że ciemność jest ich atrybutem. Z czasem dorastania przestałam się bać potworów czających się na moją nogę, która przypadkowo wysunęła się z ciepłego posłania. Zatraciłam odruch strachu. Jednak to właśnie było moją największą głupotą. Bo potwory tak naprawdę istnieją. Ciemność, której się tak bałam jest w każdym człowieku i on decyduje czy stanie się jego atrybutem. Teraz obijam się o ludzi na ulicy, widzę wszechobecny mrok. Pieniądze, praca, sukces. Zero uczuć, stajemy się głazami. Istnymi potworami pochłaniającymi energie, a oddającymi tylko mrok. Już nic nie jest w stanie mnie przed nimi uratować. Nawet mdłe światło żarówki....
Pozdrawiam
Vivenn
Prawda... priorytety nam się zmieniają. Zmieniły. Uczucia zeszły na dalszy plan albo całkiem zniknęły. Jeśli są, każdy je chowa głeboko w sobie...
OdpowiedzUsuń