poniedziałek, 31 grudnia 2012

31.12.2012r

Uwierzyć w niemożliwe



Możemy być władcami czegokolwiek jeśli uwierzymy
Tak jest zapisane w gwiazdach, które świecą nad nami
Świat, do którego ty i ja pasujemy, gdzie wiara i miłość dodadzą nam sił
To, kim jesteśmy, w zupełności wystarczy
Tak, jest dla nas miejsce.
Koniec roku, czas podsumowań. Jak bym chciała podsumować ten rok? Oczywiście w samych superlatywach, lecz każdy wie, że życie składa się z wzlotów i upadków. Jednak nie o sobie chcę mówić. Chcę powiedzieć o Was, ludziach, którzy przeczytali choć jeden wpis na tym blogu. O ludziach, którzy towarzyszyli mi właśnie w tych wzlotach i upadkach. O ludziach, którzy wspierali mnie, choć tak na prawdę mnie nie znają. Mam dla Was jedno słowo: dziękuję.
Życzę Wam w tym nowym roku wiele szczęścia, miłości i sukcesów. Tego czego Wam brakuje, za czym tęsknicie. Każdy rok przynosi wyzwania, którym musimy stawić czoło i życzę abyście im sprostali. Bo każdy jest skarbem.  
 Trzy...dwa...jeden...

Miliony bajecznych fajerwerków wzbijają się ponad głowy świętujących ludzi. Każdy się uśmiecha, życzy zwyczajowego "szczęśliwego nowego roku" i cieszy się nowym, niezbadanym czasem. W tej chwili nic złego się nie liczy, a wszyscy cieszą się chwilą...
Dziękuję za wspólnie spędzony rok i mam skrytą nadzieję, że następny będzie tak samo fantastyczny. 
Pozdrawiam
Vivenn

poniedziałek, 24 grudnia 2012

24.12.2012r

Powiedzmy sobie coś miłego

Lada chwila usiądę razem z moimi bliskimi do wigilii. Jednak tym razem nie będzie uśmiechów, głupich żartów i sielankowej atmosfery. Zabraknie przewodnika wieczerzy. Zabraknie silnego, mądrego filaru naszej rodziny. Dlaczego? Bo umarł. Zostawił nas, pozbawiając całej radości. Niedawno minęło 7 miesięcy od tej wielkiej straty. Codziennie słyszę ciche łkanie babci. Nic już go nie zastąpi. 
Mimo, że za chwilkę mamy usiąść przy jednym stole i połamać się opłatkiem, nie wyobrażam sobie tego. Nie chcę dopuścić myśli o tym jak to będzie. Trzeba połknąć małą, białą pigułkę i stoczyć tą wbrew pozorom trudną walkę.
Mimo tego smutnego wstępu chcę Wam, życzyć wesołych świąt. Niech każdy z Was zazna w tym czasie wiele szczęścia i miłości. Nie chcę tu składać tych oklepanych życzeń pt. "Zdrowia, pieniędzy i wesołych", ponieważ uważam, że każdy zasługuje na coś wyjątkowego. Niestety nie znam Was, aż tak dobrze, aby składać szczegółowe życzenia. Jednak teraz na chwilkę oderwijcie się od ekranu komputera, spójrzcie w głąb siebie i znajdźcie coś co siedzi w Was od wielu dni, tygodni bądź lat. Ten cel, który jest dla Was ważny. I tego właśnie życzę. Zrealizowania najgłębszych marzeń, tych sennych, ledwie realistycznych. Czegoś fantastycznego, co może być punktem zwrotnym w życiu.
A czego życzę sobie? Abym znalazła właściwą osobę, na której będę mogła polegać. Abym znalazła miłość, która rzuca światło na te smutne, szare życie.
http://www.youtube.com/watch?v=IypE-bQCM9o&list=UU_YjY8sYgiSeCF-0cyygE8A&index=23
Polecam do odsłuchania :3
Bardzo dziękuję za to, że wpadacie na mojego bloga i go komentujecie. Za każdym razem kiedy widzę nowy komentarz na mojej twarzy zakwita wielki uśmiech. Pomyślałam, że z okazji świąt mogę tu zrobić coś specjalnego. Tylko pytanie, co? Wszystko zależy od Was. Każdy pomysł jest mile widziany, od pokazania mojego psa po zdjęcia z dzieciństwa. W każdym razie wielkie dzięki za odwiedziny i życzę miłych, rodzinnych świąt!
Pozdrawiam
Vivenn
 

środa, 12 grudnia 2012

12.12.2012r

O! Świetne prezenty, ale chyba najbardziej cieszysz się z mandarynki...

Czyli trololololo zbliżają się święta

-Gabryśka wstawaj! Późno jest!
Pierwsze co słyszę każdego ranka. Nieważne czy jest to poniedziałek czy sobota. Leniwie podnoszę głowę. "Jest za jasno. Rzeczywiście zaspałam." Szybko zrywam się z ciepłego łóżka i biegnę do łazienki. Jak zwykle z lustra wita mnie jakaś dziwna osoba, która prawdopodobnie jest mną. Po standardowych czynnościach udaję się do kuchni spożyć posiłek godny normalnego człowieka. Dopiero wyglądając za okno uświadamiam sobie, że spadł śnieg. Lekka warstwa puchu przykrywa cały świat za szybą. Na mojej twarzy zagościł mimowolny uśmiech. Jednak nie wiem czy utrzyma się długo...
Vivenn i początek zimowych przygód:
- Śnieżek spadł, dzieci się cieszą, a ja...marznę. Czego oczywiście można by było się spodziewać. Jednak nie to jest gwoździem programu. Oto mój móżdżek zrodził chęć udania się na lodowisko. Jak każdy muszę tam jakoś dotrzeć. Autobusik, tramwaj i powinnam być na miejscu, ale..Tak zawsze jest jakieś "ale".  Mój drugi środek transportu nie przyjechał. Oczywiście troszeczkę poczekałam. No "chwilka" trwała 1,5 h . W końcu nie pojechałam. ;)
- Drugi przypadek. Już nie będę narzekać, obiecuję. Święta idą, ludzie biegają po galeriach handlowych, w tym także ja. Niestety musiałam przejść koło tzw. sieci fast foodów. Niby nic specjalnego, ale pracownicy...byli przebrani za renifery. Nie wiem kto to wymyślił i nie wiem co brał, jednak mimo wszystko wyglądało to naprawdę uroczo ;) Pomijając niezadowolone miny pracowników.
-Pierwszy raz w tym roku Las Christmas...Jak na razie znośnie. W jakich okolicznościach? Oczywiście na zakupach!
-No i na sam koniec nadszedł czas na "szatańskie" mikołajki klasowe. 
*Dostałam kubeczek i skarpetki. Na dnie jeszcze coś się obijało. Oczywiście kochany kolega rzucił się do przeglądania ledwo otwartego prezentu. "O! świetne prezenty, ale chyba najbardziej cieszysz się z mandarynki..."
*koleżanki kupują sobie niezbędniki do..sami sobie dopowiedzcie .
*"Nie chce mi się nic kupić, więc masz to 30 złotych i sama coś z tym zrób"
  Ponarzekałam i mi ulżyło ;) Pomimo, że cały czas marznę lubię zimę i atmosferę, którą ze sobą niesie. 
Wpis na szybko, ale mam nadzieję, że mnie za niego nie udusicie.
A Wam coś ciekawego się przydarzyło? Z chęcią przeczytam.
Pozdrawiam
Vivenn

poniedziałek, 26 listopada 2012

26.11.2012r

Kiedy najbliższa osoba rani...

Czuję rozchodzące się po moim ciele ciepło. Nie jest jednak ono tym przyjemnym uczuciem kiedy to osoba, w której się podkochujesz uśmiechnie się do ciebie. Nie jest to też ciepło, które sprawia, że stajesz się odprężony i szczęśliwy. To uczucie pochodzi od śladów na moim ciele. Ramiona, dłonie, plecy, uda i twarz są intensywnie czerwone. Są to ślady po tym co zaszło kilkanaście minut temu. Ręka, zeszyt bądź pasek. To właśnie mi zrobiły. Naznaczyły moją zewnętrzną powłokę.
Ramiona są odrapane. Na jednym z nich widnieją trzy ślady po paznokciach. Każdy z nich jest pomoczony przez łzy. A obiecywałam sobie, że nie będę płakać. Teraz wiem, że nie jestem taka silna za jaką się podaję. To tylko zwykła, bezużyteczna maska codzienności.
Normalnie to się nie zdarza. Nie muszę kulić się w najciemniejszym kącie jaki znajdę. Nie muszę składać sobie obietnic, które będą prowadzić mnie przez następne dni, tygodnie bądź lata. Nie muszę karcić siebie za to co się stało. Normalnie jestem pewna siebie, moje usta wykrzywia sarkastyczny uśmiech, a w oczach czają się wyzywające ogniki. Nikt z osób, które znają tą twarz nie może mnie skrzywdzić. Jednak sprawa ma się zupełnie inaczej do osób, które są mi bliskie. One potrafią zadać mi wiele bólu...
Nie chodzi mi o ból fizyczny. Już dawno się do niego przyzwyczaiłam i nie zwracam na niego uwagi. Chodzi mi o ten najbardziej uwierający, ból psychiczny. Kiedy widzisz, że tak naprawdę nie możesz nikomu zaufać, przychylnie spojrzeć czy po prostu się do kogoś uśmiechnąć, bo wiesz, że i tak te wszystkie ruchy zostaną wykorzystane przeciwko tobie. 
Patrząc na obojętność ludzi jestem w szoku. Odrapania nie zostały przykryte, poprzez grubą bluzę. Widać je doskonale spod zwykłej koszulki z nadrukiem. Jednak nikt nie zwraca na nie uwagi. Nikt nie chce się mieszać w nie swoje sprawy. Nikt nie chce udzielić pomocy. To przykre...

"Nigdy nikomu nie ufaj, a tym bardziej ludziom, których podziwiasz. Bo nie kto inny, a właśnie oni zadadzą ci najboleśniejsze rany."
Carlos Ruiz Zafón
Witajcie. Jestem wykończona ciągłymi obowiązkami i ty, że każdy czegoś ode mnie chce. Do tego dochodzą wewnętrzne potrzeby i sama się w tym wszystkim gubię.
Wpadłam na pomysł, żeby założyć pocztę, na którą moglibyście pisać. Bardzo chciała bym poznać nowych ludzi i ich spojrzenie na świat.
Pozdrawiam
Vivenn

niedziela, 11 listopada 2012

11.11.2012r

Prawie jak walc życia...

Słyszę dźwięki walca dochodzące z sąsiedniego pokoju. Jest on podkładem muzycznym do jednego ze starych filmów z lat 70-tych bądź 80-tych. Mimo, że na co dzień nie słucham tego typu muzyki zagłębiam się coraz bardziej w utwór. Wyobrażam sobie sytuacje ze swojego życia. Te, które były i te które mogą się zdarzyć. Popadam w swego rodzaju melancholię. Jednak walc się kończy, a ja za wszelką cenę nie chcę się wybudzić z transu. Czasami wolę pozostać w świecie swoich wyobrażeń i snów...
Nie jestem osobą interesującą, popularną czy piękną. Jestem zwyczajna i szara. Nikt nie powinien mnie zauważyć...
 Zostałam nominowana przez Basię do Liebster Blog. Bardzo Ci dziękuję!
Odpowiedzi:
1.Pesymistka czy optymistka?
Hmmm ostatnio pesymistka. Jesień tak mnie nastraja ;) Jednak najbliżej mi do realistki.
2.Ulubione miejsce na świecie?
Ciężkie pytanie. Zdecydowanie odchodzące od rynku w Krakowie ponieważ, panuje tam niesamowita atmosfera. Jednak nie przywiązuje się do miejsc, lecz do ludzi, których tam znajduję. Nieważne miejsce, ważne z kim tam jestem. 
3.Strony, które najczęściej odwiedzasz?
Facebook i windsurfing.pl 
4.Ulubiony przedmiot szkolny?
Historia i wf.
5.Ulubiony sport?
Nie mam jednego. Windsurfing, piłka nożna i motocross. 
6.Trzy słowa jakimi określiłabyś siebie?
Zdecydowana,  wesoła i nieufna.
7.Ulubione zwierzę?
Ciężko, oj ciężko, ale zdecydowanie wilk. 
8.Ulubiony gatunek muzyki?
Staram się nie ograniczać do gatunków. . 
9.Co najczęściej na siebie zakładasz?
Spodnie;D
10.Ile posiadasz osób, którym naprawdę możesz zaufać?
Jestem osobą, która nikomu do końca nie ufa. Po prostu nie umiem. 
11.Kawa czy herbata i jaka?
Zielona i czarna herbata. 

Zasady: 
1.Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". 
2.Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
3.Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie 
4. Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię  nominował.

Pytania do Liebsert Blog:
1. Czego najbardziej się boisz?
2. Z jakiego powodu prowadzisz bloga?
3. Gdybyś miał/a zmienić jedną rzecz w swoim życiu, co to by było?
4. Masz swój szczęśliwy amulet?
5. Łatwo się poddajesz?
6. Ulubiona książka?
7. Jakiego filmu nie cierpisz?
8. Co Cię drażni? 
9. Czy posiadasz jakiś talent i jaki?
10. Jeśli miał/a byś się cofnąć w czasie to w jakiej epoce byś się znalazła?
11. Czego nigdy byś nie zrobił/a? 



 Kolejna nominacja przypadła mi od Blondi  ,która prowadzi naprawdę genialnego bloga. Co mam zrobić w tym oto tagu? Proszę państwa, muszę Was zanudzić siedmioma rzeczami, których na pewno o mnie nie wiecie! No to zaczynajmy...
#1: Jestem uzależniona od picia zielonej herbaty. Piję ją rano, w południe, po południu i wieczorem. Kiedy tylko nadarzy mi się okazja. 
#2: Nigdy nie mam problemów ze wstawaniem. Nieważne, że jest to 4 rano, czy 13:30 po południu. Zawsze po pierwszej nucie budzika zrywam się na równe nogi i jestem gotowa do działania. 
#3: Dzieci panicznie się mnie boją.  Nieważne, że mają 3 miesiące, bądź 5 lat. Zawsze patrzą się na mnie przerażonym wzrokiem, a potem słyszę charakterystyczny pisk, a następnie ich płacz. Kiedyś nawet pani, która zastępowała moją trenerkę przyprowadziła małą córeczkę na zajęcia. Kiedy mieliśmy rozgrzewkę przebiegłam koło niej, a ona dostała autentycznie ataku niepohamowanego płaczu. Zostałam wyproszona z zajęć(wtf?!). 
#4: Od 9 lat trenuję pływanie. Włosy zniszczone od chloru, przyblakłe paznokcie i szerokie ramiona to znak rozpoznawczy pływaka. 
#5: Uwielbiam poznawać nowe sporty. Czy jest to kitesurfing, tenis ziemny bądź golf. Wszystkiego muszę spróbować! 
#6: Nie oglądam telewizji. Z łatwością umiem wyobrazić sobie świat bez telewizora. Nie lubię marnować czasu na siedzenie przed nim. 
#7: Od urodzenia mam znamię na plecach i pęknięty paznokieć, który jest taki sam jak paznokieć mojego taty. Mimo usilnych starań ani jedno, ani drugie nie schodzi. 

Zasady:
1. Nominować trzeba 15 blogów
2. Poinformować wybrańców o wyróżnieniu
3. Zdradzić 7 faktów o sobie
4. Podziękować za nominację
5. Zawiesić nagrodę na swoim blogu


Jeśli pozwolicie połączę te dwa tag, a Wy sami wybierzecie, na który chcecie odpowiedzieć:

Mam nadzieję, że jakoś przetrwaliście ten wpis.Wiem, że jest bardzo haotyczny i ogólnie beznadziejny Obiecuję, że następny będzie o wiele szybciej niż ten i będzie bardziej "tematyczny".
Pozdrawiam
Vivenn

poniedziałek, 29 października 2012

29.10.2012r

Ścieżka zatrzymana w czasie

Idę na spacer, lecz naprawdę udaję się w krainę zapomnienia.
Wychodzę z domu, gdy nagła fala zimna uderza każdą komórkę mojego ciała. Zaczęła się jesień, więc na szczęście mam na sobie gruby sweter. To jeden plus tej pory roku. Jeszcze jednym są długie jesienne wieczory. To najlepszy czas na rozmyślania.

Idę wzdłuż ponurej ulicy. Krystaliczne krople zaczynają spadać z nieba. Kap, kap, kap...Słyszę ich dźwięk w mojej głowie. Odbija się jak echo i znika gdzieś w zakątkach mojego umysłu.
Kap, kap, kap...
Próbuję zagłuszyć odgłos wkładając słuchawki do uszu. W tej właśnie chwili wyruszam do przeciwległej rzeczywistości. Moje ciało zostaje tu, w szarym świecie, a dusza ze spokojem obserwuje ludzi wokół.
Jakaś kobieta śpieszy się na autobus. Gubi przy tym kilka chusteczek higienicznych. Prawdopodobnie jest przeziębiona. Jak większość naszego społeczeństwa jesienią.
Drogą idzie starszy, głuchoniemy pan. Koło jego nóg pałętają się dwa szczęśliwe psy. Jego jedyni towarzysze. Nikt nigdy nie zwraca na niego uwagi. Samotność jest najgorszą karą.
Dzieciaki beztrosko biegają po polance. Rzucają się w kupki liści, szukają kasztanów i straszą wiewiórki. Dlatego też, okres dzieciństwa jest najlepszą częścią naszego życia. Ta wszechobecna beztroska jest swego rodzaju błogosławieństwem.
Starzy znajomi patrzą się na mnie jak na ufo. Nie jestem już częścią ich "paczki". Bo fałszywość to nie moja domena. Dlatego też nie gram już w tą chorą grę.
Starsze panie wleką się powoli, plotkując. Obgadają każdego bez wahania, gdyż życie innych jest tak bardzo fascynujące...
Kap, kap, kap...
 A ja? Idę dalej. Zostawiam wszystko za sobą. Mimo tej całej beznadziejności świata wyczekuję następnego dnia. Każdy wschód słońca daje nam nadzieję na lepsze jutro. Dlatego też czekam na to jak małe dziecko na prezenty w Gwiazdkę. 
Siadam i patrzę w niebo. Ciemne chmury powoli poruszają się po nieboskłonie, kontrastując z miliardami świecących gwiazd. Wiem, że gdzieś tam jest zapisane moje przeznaczenie. Wyczekuję go z wielką ciekawością...Czy będzie dobrze?
Wpis wyszedł troszeczkę, lirycznie? Może dlatego, że tak się czuję. Żyję trochę oddalona od rzeczywistości. Patrzę na ludzi z boku. Nie osądzam, ale analizuję. Ogólnie czuję się lepiej. Można by powiedzieć odrodziłam(choć bardziej odradzam) się jak feniks z popiołów.
Mam nadzieję, że jakoś radzicie sobie z jesienną depresją. ;)
Pozdrawiam
Vivenn

czwartek, 11 października 2012

11.10.2012r

Odmienię się 


 

Hej, możesz powiedzieć światu,
Że wyjeżdżasz
Możesz spakować się
I wznieść się na skrzydłach
Możesz powiedzieć im wszystkim,
Że to koniec...

Porzucam to co było. Porzucam całą zawiść i nie udane rozmowy. Zostawiam cząstkę siebie, przy tobie, abyś pamiętał co mi zrobiłeś. Zmarnowany czas jest jedną z najmniej istotnych rzeczy... 
Kończę rozdział w swoim życiu pt. "Wyjście z mroku". Na każdej ostatniej kartce rozdziałów jest punkt zwrotny.  Więc jaki jest teraz? Porzucenie i zdrada. Byłam roztrzęsiona i bezbronna jak mały, nieopierzony pisklak. Potrzebowałam oparcia w jakieś osobie. Niestety los chciał, że trafiłam na tą, która po prostu potraktowała mnie jak zabawkę. Bałam się tego, a teraz wiem dlaczego. We mnie nie ma miejsca na ból. Jest rozczarowanie. Rozczarowałam się ludźmi. Okazuje się, że tak naprawdę wszyscy, którzy mnie otaczają są płytcy i bezduszni. Nie chcę się żalić, ale ogarnąć umysłem tą cholernie pokręconą sytuację, jednak się pogubiłam. Wiem jedno: wyjeżdżam od świata ludzi z mojego najbliższego otoczenia. Odmieniam się. Raz na zawsze. Już nie będę taka jak kiedyś... 




Nigdy nie patrz za siebie. Nigdy. To co było już się nie powtórzy. Nie ma dwóch takich samych dni. Takich samych uśmiechów. Identycznych zdań wypowiedzianych tak samo w innej sytuacji. Po prostu nie obracaj się za siebie.

Podjęłam wyzwanie, które ma mnie sprawdzić. Pozwoli mi ono na odkrycie siebie. Prawdziwej osoby. Dziewczyny, która ŻYJE naprawdę, a nie tylko na pokaz. Która oddycha naprawdę, pełną piersią. Która kocha całą sobą, a nie tylko małą cząstką swojego serca. Lecz zawsze jest jakieś "ale". Po prostu nie mogę patrzeć za siebie... 

Nie było mnie długo. Zafundowałam sobie tą przerwę, bo...Nie mam słów usprawiedliwienia. Po prostu tak było. Wracam i mam nadzieję, że ktoś jeszcze przeczyta moje wypociny ;)
Pozdrawiam
Vivenn 

niedziela, 16 września 2012

16.09.2012r

Ambitnie nierealne

Słońce, piasek, woda, szum fal...stop! Niestety się pomyliłam. Ku ogólnemu niezadowoleniu ten piękny okers zwany wakacjami się skończył. Dla mnie wrzesień zwiastuje dwie rzeczy: powrót do szkoły i moje urodziny. Na szczęście obie już się zrealizowały. Ale może od początku...

Jak zwykle znudzona i pozbawiona jakiś wielkich aspiracji do życia siedzę przed komputerem przeglądając coraz głupsze strony internetowe. Z tego swoistego letargu budzi mi dzwonek mojej komórki. Zwyczajowo, odbieram bez spojrzenia na wyświetlacz. 
-Za 10 minut pod pizzerią.-słyszę męski głos. Moja reakcja jest oczywista nawet bez typowego "what the fuck" wymalowanego na twarzy:
-Co?- pytam aby upewnić się, że w zupełności mi nie odwaliło, a ta rozmowa nie jest moim urojeniem.
-Ubierasz rolki, ruszasz tyłek i spotykamy się w połowie drogi do ciebie, więc pod pizzerią.-mówi cały czas się śmiejąc. Teraz już wiem kto dzwoni. Bez zbędnych pożegnań rozłącza się, a ja ze zgrozą wpatruje się w swoje odbicie w lustrze. "No cóż, piękniejsza nie będziesz" myślę i idę założyć rolki. 
Po kilku minutach zmachana, stoję pod umówionym miejscem. "Nienawidzę polskich dróg" myślę. Z daleka widzę chłopaka jadącego na rowerze Od razu wiem, że to mój przyjaciel. Chwilę później zatrzymuje się przede mną i wita się:
-Cześć mała*. Mam dla ciebie niespodziankę- mówi uśmiechając się tajemniczo- tylko mam jedno pytanie: czy nie zabijesz się w tych rolkach?
W moim umyśle zapala się czerwona lampka. Kiedy on coś planuje jest źle. Bardzo źle. No, ale koniec końców powlekłam się za nim w miejsce tej całej niespodzianki. Mijamy łąki, rzekę, a on nadal ciągnie mnie nie wiadomo gdzie. Jestem tym już trochę znudzona. W pewnym momencie czuję ciepłe dłonie na swoich oczach.
-Tylko nie podglądaj.- słyszę tuż przy uchu. 
Czuję, że droga staje coraz bardziej wyboista i nie mając innego wyboru z całej siły przytulam się do mojego towarzysz. Nie wiem ile czasu mija, ale w końcu zatrzymujemy się i widzę przed sobą ścianę z graffiti.
-Wiedziałem, że nie przyjmiesz ode mnie żadnego prezentu urodzinowego, ale nie umiałem się powstrzymać, żeby nic nie zrobić. Także, wszystkiego najlepszego.
Po dobrej minucie dociera do mnie, że dostałam wyjątkowy prezent na urodziny. Moje własne graffiti...

Tak oto dostałam najlepszy prezent na świecie. Może i ześwirowałam, ale naprawdę tak sądzę. Urodziny z resztą też były najlepsze jakie kiedykolwiek miałam. Nikt nie śpiewał mi sztucznego "sto lat", nie składał oklepanych życzeń z przylepionym do twarzy sztucznym uśmiechem. Po prostu przekonałam się na kim mogę polegać i komu tak naprawdę na mnie zależy. Właśnie przez pamięć o tej głupiej dacie, jaką jest 4 wrzesień .
 Tyle z jakże "porywającej" opowieści o moich urodzinach. Wiele wody upłynęło od czasu kiedy ostatnio pisałam. Głupie dwa tygodnie. Tak krótki okres czasu potrafi zniszczyć doszczętnie marzenia.

Ona żyje i chce, abyś była silna. Zrób to dla niej...Dla babci...

Nie jesteś już niezniszczalna. Każda chwila zawahania i niepewności zbliża cię upadku. Twoje mury runą, a cały sztuczny świat razem z nimi. Zostaniesz bez ochrony...

Nie poddam się. Bo przecież gdybym to zrobiła, było by to równoznaczne z tym, że nigdy nie walczyłam.

 Boję się zaufać...boję się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. Strach przed konsekwencjami mnie paraliżuje...

Nigdy nikomu nie ufaj. Licz tylko na siebie...

Samotność jest jedną z najbardziej wyrafinowanych kar...Dlatego nigdy nie dopuść do sytuacji, w której zostaniesz sam...

*mała, chodziło o mój wzrost. Marne 165 cm ;)
Pozdrawiam 
Vivenn

sobota, 1 września 2012

01.09.2012r

Lenistwo jest chorobą

Czuje się zbyt leniwa i otępiała. Wlekę się z kąta w kąt bez jakiegokolwiek celu. Od dłuższego czasu codziennie oglądam horrory, objadam się cukierkami i staram się nie myśleć o tym, że za chwilę zaczyna się rok szkolny. Nudzę się niemiłosiernie. Od dwóch tygodni staram się tu coś naskrobać, ale kiedy coś piszę w pewnym momencie przestaje, co skutkuje tym, że nie było żadnego wpisu. 
Co raz częściej myślę o przyszłości. Szczególnie o zawodzie, który mam wykonywać. W końcu zdecydowałam się na wojsko. Jest ono moim marzeniem od małego i prawdopodobnie mam predyspozycje, aby się w nim znaleźć. Dziewczyna w koszarach. Trochę dziwne, ale mi to nie przeszkadza. Teraz muszę się skupić na nauce, potem studia wojskowe i gotowe.

Siedzę sobie spokojnie na ławce przed domem babci. Z dala słyszę rozmowę toczącą się miedzy sąsiadami, a moją rodzicielką. O pogodzie, uprawianiu roli, kurach...Po prostu typowe gospodarskie rozmowy. Z nudów postanawiam, że podejdę i przysłucham się im.
Zarzucam na twarz swój firmowy uśmiech i z grzeczności mówię "dzień dobry". Nic specjalnego.  Rozmowa toczy się dalej. W pewnym momencie schodzi na tematy "kuchenne". Z rozbawieniem wtrącam swoje tzw. trzy grosze, dotyczące tego, że nie do końca nadaję się do siedzenia w kuchni i gotowania. Reakcja jakże miłego sąsiada, pana starej daty rozwaliła mnie na drobniutkie kawałeczki.
"Jak to ty nie potrafisz gotować?! Przecież w twoim wieku to jest niemożliwe! Wstydź się! Jak ty za mąż wyjdziesz?! Jaki chłop cię będzie chciał?!"
I tak trwał tego typu "opieprz" z piętnaście minut. Z każdą sekundą zastanawiałam się nad jakimś wyjściem ewakuacyjnym, ale to, które wybrałam chyba nie było najlepsze...
"Myśli pan, że ja już chcę za mąż wychodzić i użerać się z takimi typami jak pan?! A do kuchni niech lepiej pan mnie nie goni, bo ja jakoś pana żonie konkurencji nie zamierzam robić." Może odpowiedź była nieskładna, ale przesłanie było chyba oczywiste...

Co prawda historia z innej beczki, ale dała mi trochę do myślenia. Czy naprawdę nadal jest tak, że kobiety są postrzegane pod kątem rodzenia dzieci i gotowania? Czy w dalszym ciągu panuje takie przekonanie? Wzdrygam się na myśl o tych pytaniach. Przecież podobno jest coraz lepiej...

Pozdrawiam 
Vivenn

środa, 15 sierpnia 2012

12.08.2012r

Spodziewaj się nieoczekiwanego

Powiedzmy, że zastój na blogu był spowodowany przez nagły wyjazd. Byłam na przymusowych wakacjach w Wiedniu. Rodzice wysłali mnie na "odpoczynek". Tak naprawdę chcieli mnie mieć po prostu z głowy. Można powiedzieć, że do najmilszych nie należę i moja reakcja na tą wieść była dość gwałtowna. Zwłaszcza w takiej sytuacji. Jednak ten wyjazd mi pomógł. Wszystko przemyślałam, odcięłam się od niepotrzebnych bodźców i wyszło mi to na dobre. Szkoda tyko, że to nie pomogło czegoś zmienić. 

Spędziłam tydzień z kompozytorką, pianistką. Niesamowita kobieta. Mimo przeciwności losu nigdy się nie poddała. Jej zamiłowanie do natury, wewnętrzny spokój, podświadomie działały kojąco. W pewnym sensie była dla mnie aniołem stróżem. Pokazała mi nową ścieżkę, którą mogę podążyć jeśli chcę. Niesamowite.


"Już wróciłam. Koniec wolnego."
Naciskam klawisz "wyślij" i niedbale rzucam komórkę na łóżko. Wiem, że szybko nie odpisze. Niestety ma nawyk zostawiania swojego telefonu byle gdzie tylko nie przy sobie. Mija jedna godzina, druga, a ja bezczynnie siedzę przy komputerze, przeglądając jakieś głupkowate strony internetowe. Wszystko byle uwolnić się od natłoku myśli. Nagle słyszę jakieś dziwne burczenie. Po chwili doznaje olśnienia. Szybko chwytam komórkę, nie patrząc na wyświetlacz, odbieram. 
-Wyjdź na podwórko.- słyszę męski głos. 
Z ogrodu słyszę wesoło szczekającego psa. Niechętnie wlekę się po schodach, i otwieram drzwi. Patrzę na osobę bawiącą się z małą, kudłatą kulką. Szczęka mi odpada. Mój przyjaciel, chłopak niespodziewanie udał się z drugiego końca miasta (na rowerze), żeby wyciągnąć mnie na spacer.   

To zwyczajna sytuacja, ale uświadomiła mi, że mimo wszystko przyjaciele są jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Nie umiem ubrać w słowa pozytywnych myśli krążących na ich temat. To oni pomagają w trudnych chwilach, nie zostawiają na lodzie i nawet jeśli wszystko by się waliło po prostu będą Jestem dumna, że ja właśnie takich przyjacół mam.
Ten wpis bardzo ciężko mi było złożyć. Wybiłam się z rytmu blogowania, ale obiecują poprawę. Bardzo dziękuję za miłe słowa pod ostatnim wpisem. Jestem naprawdę wdzięczna.
Pozdrawiam
Vivenn

środa, 1 sierpnia 2012

1.08.2012r

Mam marzenie...

Marzenia są dobrą rzeczą. Często tylko one utrzymują nas przy swoich postanowieniach i zmuszają aby być wytrwałym.
Teraz kiedy leżę na łóżku, zamykam oczy i marzę. Marzę o szczęśliwej, pełnej rodzinie, o szczęściu i przede wszystkim o cudzie. Jednak w mojej obecnej sytuacji ciężko jest mówić o jakiejkolwiek z tych rzeczy. Jeszcze wczoraj moje spojrzenie na świat było zupełnie inne.

"Zakochanie jest cholernym uczuciem. Łazisz jak po środkach rozweselających, szczerzysz się jak debil i myślisz aż nadto pozytywnie. No, a wakacje w tym jeszcze pomagają. Podsumowując jestem jak po psychotropach. Za szczęśliwa."
Tak miał brzmieć początek notki, jednak życie spłatało mi niezłego figla. Albo inaczej, dało kopa w tyłek. Z rozmachu. Tak mocno, że wszystko się zawaliło.

Diagnoza jest prosta jak drut. Nie cholerny kamień na nerce, ale rak. Złośliwy dodatkowo.
Teraz chodzę po pokoju i obijam się od jednej ściany do drugiej. Nie dociera to do mnie. Stracisz ją słyszę głos w swojej głowie. Stracę kolejną osobę, na której tak naprawdę mi zależy. Drugą w tak krótkim czasie. Wiem, że to nie wyrok, ale w tym wieku i z chorobami na swoim koncie ciężko jest powiedzieć o wysokiej szansie na wyzdrowienie.
Miałam nikomu tego nie mówić. Zostawić tę strawę w rodzinie. Ale nie umiem. Muszę komuś to powiedzieć. Inaczej wybuchnę. I tak piszę w zupełności anonimowo. Nikt mnie tu tak naprawdę nie zna. Nie wie jak wyglądam, ani jak mam na nazwisko.

Teraz patrzę na tytuł bloga "myśląc pozytywnie". Cóż za ironia. Aż śmiać się che. Zrobiła bym to, ale wychodzi mi tylko jakiś niezidentyfikowany grymas. Trudno...
Pozdrawiam
Vivenn

sobota, 28 lipca 2012

28.07.2012r

Wakacji ciąg dalszy

Przepraszam, że nie pisałam, ale pojechałam na obóz. Wróciłam szczerząc się jak idiotka do mojej rodzicielki. Na pytanie dlaczego się tak cieszę odpowiedziałam śmiechem. Jednak wakacje to cudowna pora roku. 

Stało się. Zakochałam się.  I to w najmniej oczekiwanym momencie i w najmniej oczekiwanej osobie...
Wakacyjna miłość, możecie pomyśleć. Otóż nic bardziej mylnego. Zakochałam się w osobie, którą bardzo dobrze znam już od dłuższego czasu. W bliskim mi człowieku. Moim przyjacielu. To jest dla mnie paranoją i ostatnią rzeczą jakiej bym się po sobie spodziewała. Nie wiem czy dobrze robię, ale życie polega na ryzyku. No i jesteśmy razem. Okazuje się, że to ja najdłużej się przed tym uczuciem broniłam... Zobaczymy czy coś wyniknie z początkowo szczeniackiego zauroczenia...

Jednak w życiu zdarza się wiele niespodziewanych zwrotów akcji... 
Siedzę na swoim obozowym posłaniu. Znudzona czekam, aż opiekunka zawoła mnie i moje koleżanki na dyskotekę. Nie stroję się. Czuję, że nie ma potrzeby. W między czasie przegryzam piernika. Jak większość ludzi uwielbiam słodycze. Bezmyślnie szczypię narzutę, którą jest przykryte łóżko. Czuję, że coś jest nie tak. Ogarnia mnie fala niepewności, kiedy słyszę tak dobrze mi znany kawałek AC/DC -Highway to hell wydobywający się z mojego telefonu. Naciskam zieloną słuchawkę. Po chwili słyszę przemęczony i smutny głos mamy:
-Babcia jest w szpitalu...
Dalej już nie zważam na jej słowa. Przypominam sobie, że od dłuższego czasu moja "druga mama" miała poważne problemy zdrowotne. Momentalnie do moich oczu napływają łzy. Tak strasznie boję się, że stracę drugą z trzech najważniejszych osób w moim życiu...
 Są wakacje(oraz bardzo pasjonujące igrzyska olimpijskie), więc i posty będą rzadziej. Życzę Wam miłego wypoczynku!
Pozdrawiam
Vivenn

środa, 11 lipca 2012

11.07.2012r

Inspiracja


Idę przez łąkę. Jest wieczór, godzina ok 21. Zmierzam ku cmentarzowi, który znajduje się niedaleko mojego domu.  Już z oddali widzę blask kolorowych zniczy. Jest ich wyjątkowo  wiele. Prawie tyle, jak we Wszystkich świętych.  Podziwiam ten piękny, ale przygnębiający widok. Tak wiele osób odeszło z tego świata.
Powolnym krokiem zbliżam się do rodzinnego grobowca. Widzę twarze moich bliskich na zdjęciach, koło imienia i nazwiska. Znowu czuję ból i pustkę. Na co dzień po prostu te uczucia schodzą na drugi plan. Schylam się i zapalam jedną ze świec. Tępo patrzę się w grubą, marmurową płytę zdobiącą miejsce pochówku. Wokoło roztacza się delikatna poświata zniczy. Są one jedynym oświetleniem w oddalonym od drogi cmentarzu. Rozglądam się wokoło. Prawie przy każdym nazwisku coś się świeci. Myślę, że to dziwne. Z ciekawości idę się przejść koło najbliższych grobowców.  Wszędzie są kwiaty i świece. Z niezrozumiałą niechęcią wlekę się w drogę powrotną do domu. Dopiero po przyjściu uświadamiam sobie, dlaczego cmentarz był tak rozświetlony. Tego dnia ojcowie obchodzili swoje święto.

  
Idę nadmorską promenadą ze swoją bliską koleżanką. Nagle ona gwałtownie się zatrzymuje. Jej oczy patrzą gdzieś w przestrzeń, a usta wymawiają bezgłośnie jakiś wyraz. Po jej policzkach zaczynają cieknąć łzy. Zdezorientowana przytulam ją. Teraz cichutko łka w moje ramię. Nie wiem ile czasu mija. Nie obchodzi mnie to. Między nami panuje cisza, choć wokół roi się od rozmawiających gapiów. Nie chcąc stać się kolejną atrakcją powoli przechodzimy na ławkę. Obie patrzymy w przestrzeń.
-Mój dziadek umarł rok temu.- słyszę tak dobrze mi znany głos koleżanki. Odwracam głowę i uważnie na nią patrzę. Zapuchnięte oczy zasłoniła okularami słonecznymi. Czekam na dalszy rozwój jej wypowiedzi.
-Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już go nie zobaczę. On odszedł. A ja nawet nie zapłakałam na jego pogrzebie.- mówi łamiącym się głosem. 
Jak dobre wiem co czuje. Przecież ja też straciłam bardzo bliską osobę. Tyle, że dla nie limit łez się wykończył. 
Dzięki temu jesteśmy sobie teraz bliższe. Może wspólny ból łączy? 
-Spotkamy się tam u góry. Ja w to wierzę. Ty też spróbuj. To  pomaga.

Wróciłam z obozu. Było naprawdę fajnie. Jeśli chcecie mogę Wam go opisać, ale nie wiem czy moja opowieść Was porwie. 
Wakacje, ach wakacje! Jak je spędzacie?
Pozdrawiam
Vivenn

piątek, 29 czerwca 2012

29.06.2012r

Obóz

Jak można domyśleć się po tytule wyjeżdżam na obóz windsurfingowy. Nie będzie mnie, aż do 11 lipca.  
No, ale żebym nie pisała o niczym "wtajemniczę" co niektórych co to właściwie jest windsurfing. 

Windsurfing – sport wodny, uprawiany przy użyciu deski i przymocowanego do niej elastycznie pędnika żaglowego. Sport polegający na żeglowaniu podobnym do jachtowego, lecz przy pomocy innego sprzętu.

To tak na wstępie korzystając z wikipedii.
Tak właściwie ta regułka niewiele mówi. Szczerze? Sama nie umiem powiedzieć co to windsurfing. To jest dla mnie jak jakaś dziwnie, niespotykana wolność. Pływając doświadczam naprawdę niesamowitych doznań.


Wakacje się zaczęły i ani myślę ich nie wykorzystać! Zaraz po tym obozie jadę na drugi. To taki mój zwyczaj. Tzn. co roku jeżdżę na inne(no może oprócz windsurfingu). W te wakacje wypadło też na tenis ziemny. Jestem ciekawa jak sobie poradzę( i jak poradzi sobie moja noga). ;) 
Bardzo przepraszam, że wpis jest o niczym, ale chyba sami wiecie jak to jest z wyjazdami. Urwanie głowy. 
Pozdrawiam 
Vivenn

sobota, 23 czerwca 2012

23.06.12r

Coś pomiędzy

Niby wszystko jest ok. Niby, bo do końca nie jest to prawdą. Wyjazd opiszę może kiedy indziej, gdy dostanę zdjęcia z moją "piękną" twarzą. Jest sprawa, która męczy mnie od paru tygodni. Niestety nieprzyjemna. 

Znacie sytuacje, kiedy całkowicie coś wam się wali? Cholera jasne, że tak!
Uśmiechnięta idę sobie ze szkoły. Przychodzę do domku, a w nim mamusia z dziwną miną. Oczywiście od razu pada pytanie "O co chodzi". W odpowiedzi daje mi wyniki badań. Zgadujcie? Oczywiście, coś nie tak z moim zdrowiem. Mam "rozwalony" mięsień trójgłowy uda i muszę mieć operację, aby nie zsunął się do końca. Przez głowę przechodzi mi tylko "No zajebiście"...
Teraz szał Euro, a ja nawet nie mogę pokopać sobie piłki na boisku. Jedna z moich największych pasji idzie w odstawkę. No po prostu szlag mnie trafia.
Pierwszy raz w życiu mam ochotę się po prostu upić. Oczywiście, że tego nie zrobię, ale zawsze zostają takie myśli. Chciała bym po prostu zrobić coś nie patrząc na konsekwencje. No, ale jak zawsze się nie da. Jakieś pomysły?


Jedynym plusem w tej sytuacji jest to, że noga mnie prawie nie boli. Czuję tylko lekki dyskomfort przy długi wycieczkach pieszych. Mam nadzieję, że jakoś się to ułoży...

Szukając dalszych pozytywów mogę powiedzieć, że cholernie cieszę się ze zbliżających się wielkimi krokami wakacji. Na to czeka się cały rok szkolny. Udało mi się zrobić kilka rzeczy niemożliwych. No i jestem bardzo zaskoczona ich konsekwencjami. Wiecie jakoś nie spodziewałam się, że dostanę własny domek na obozie. No cóż, życie lubi robić sobie ze mnie żarty, tak samo jak rodzina.
Sytuacja z przed kilku dni:
Podczas ogniska ze znajomymi na oślep wybieram numer telefonu do domu. Naciskam zieloną słuchawkę i po dwóch sygnałach słyszę damski głos:
- Dzień dobry, tu rezydencja państwa...
No i się wyłączyłam. To trochę chamskie, ale nie byłam w najlepszym stanie trzeźwości umysłu. Po 22:00 coś dziwnego się ze mną dzieje.
Spróbowałam jeszcze raz. No i słyszę męski głos:
-Witam tu prywatny lokaj państwa (tu moje nazwisko). Czym mogę służyć?
Szczęką opadła mi całkowicie. Potem okazało się, że pierwszy telefon odebrała moja ciocia, a drugi wujek. Jak już wspomniałam moja rodzina kocha robić sobie ze mnie żarty <3
Pozdrawiam 
Vivenn

sobota, 16 czerwca 2012

16.06.2012r


Polska przegrała...


Szczerze? Popłakałam się jak małe dziecko. Tak bardzo chciałam, żebyśmy wygrali. To samego końca miałam nadzieję.  W końcu nadzieja umiera ostatnia. Nadal nie wierzę, że nasza przygoda się skończyła... Nie chcę wierzyć...

Chłopcy byliście cudowni! Jestem dumna z tego, że jestem polką. Daliście wiele emocji i wzruszeń. Dziękuje!
 Nie jestem rozczarowana. Wiem, że daliśmy z siebie wszystko.
Pamiętajmy, że są jeszcze inne mistrzostwa. Nigdy nie traćmy wiary.
W poniedziałek wyjeżdżam, więc przez tydzień nie będzie wpisów. Do zobaczenia!
Pozdrawiam
Vivenn

piątek, 8 czerwca 2012

08.06.12r

Początek Euro 2012

Euro się zaczęło, a w związku z tym...

Słowem wstępu zawsze kochałam piłkę nożną, więc taka impreza jest dla mnie nie lada gadką.

Dzisiaj o 18:00 został rozegrany pierwszy mecz Polska-Grecja. Jestem pod wielkim wrażeniem stadionu i świetnych kibiców. Oczywiście czuję lekki niedosyt w związku z remisem. No, ale chyba każdy, kto choć trochę interesuje się tym sportem też ma takie odczucia. Ogólnie jestem pozytywnie zaskoczona stanem naszej kadry. Nie rozumiem tylko dlaczego pan Franciszek Smuda nie dokonał zamiany zawodników... Rozumiem, że pewnie miał jakąś "tajemniczą" strategię, ale w drugiej połowie gołym okiem było widać, że nas chłopcy są bardzo zmęczeni. Za to pierwsza połowa była naprawdę dobra. 
Wynik:  Polska-Grecja 1:1

Nadszedł czas na mecz  Rosja-Czechy. Cóż mogę powiedzieć... Rosja zmiażdżyła Czechów. Druga połowa przypieczętowała wygraną Rosjan. Bardzo dobre, lecz mniej emocjonujące widowisko niż pierwszy mecz między naszymi rodakami, a Grekami. 
Wynik:  Rosja-Czechy  4:1
Bardzo dziękuję mojej bliskiej koleżance, za wspaniały prezent! Jestem zachwycona!
No i żebym nie była gołosłowna sama dzisiaj trochę pograłam w piłkę. Nieważne, że na ulicy i wieczorem. Ważne, że uwielbiam ten sport. ;) To chyba na tyle z relacji sportowych. Chyba nie jestem oryginalna, ale nie mogłam się powstrzymać! 
Teraz, żeby nie było za słodko sobie trochę ponarzekam.

Przez to, że miałam rozcięte palce musiałam często zmieniać opatrunki. W szkole na wf-ie, na który musiałam iść, rana na jednym z palców się otworzyła. Może nie była a wielka, ale głęboka. Więc kulturalnie idę do higienistki, aby dała mi jaką gazę, plaster czy inne ustrojstwo. Kiedy o to proszę ona zabija mnie wzrokiem i nie daje dokończyć zdania, ponieważ przerywa je słowami "Wyjdź, ale to natychmiast!". Szczerze? Miałam ochotę ją w tej sytuacji po prostu zgnieść jak jakiegoś robaka.  Nie mogąc się powstrzymać odszczekałam kilka rzeczy. Cytuję "Ja rozumiem, że jest pani starszą, zgorzkniałą kobietą, ale nie musi się pani wyżywać na nic nie winnych uczniach. A jeśli dostanę zakażenia to pani za to odpowiada.". Mimo, że bardzo kulturalnie wypowiedziałam powyższe zdanie ona wywaliła na mnie swoje paczadła ze słowami "Jakie zakażenie?!". Ale nie dotrzymała odpowiedzi, gdyż odwróciłam się i sobie poszłam z ciągle obficie krwawiącym palcem. Całe szczęście, że do końca mojego dnia szkolnego zostały tylko dwie godziny lekcyjne.

Teraz nasuwa mi się pytanie: kto w tej sytuacji zachował się gorzej? Ja czy zacna pani higienistka?


Takim oto akcentem żegnam się z Wami i życzę udanego weekendu!
Pozdrawiam
Vivenn